Sto lat samotności
Tyle czasu spędziłem w hibernacji. I obudziłem się w 33 urodziny.
W tym wieku zmarł Chrystus. Po to, aby 3 dni później wrócić do żywych. Czasy się zmieniły, ale przeznaczanie? Ani trochę. Choć ja na zmartwychwstanie czekałem o 3647 dni więcej.
Przynajmniej pospałem dłużej od Zbawiciela. I lada moment sam miałem nim zostać.
Nie pamiętałem, w jaki sposób znalazłem się w laboratoryjnej kapliczce, będącej dziełem starożytnej cywilizacji Sheikah. Jej ściany pokrywały runy pulsujące niebieskim i pomarańczowym światłem tworząc gwiazdozbiory pochodzące z nieznanych konstelacji. Powstałem na nogi i poczułem coś, co wprawiło mnie w ogromne zdumienie.
Moje ciało było gibkie i posłuszne. Nie czułem w nim wieczności spędzonej w pozycji horyzontalnej. Mięśnie i kości podążały za moją wolą w sposób natychmiastowy, jakbym wprawiał je w ruch za pomocą kontrolera wyposażonego w gałki i guziki.
Na ziemi leżał tablet. Obudowę miał kamienną, z okiem wyżłobionym w centralnym punkcie pleców. Jedynie szklany ekran przypominał to, co znamy z Apple’a lub Samsunga. Wziąłem go do rąk, a żeński głos w głowie nakazał mi przyłożyć sprzęt do panelu.
Wrota kapliczki otworzyły się, a ja ujrzałem światło dzienne. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów.
Rzuciłem się w stronę wyjścia, zahaczając po drodze o dwie skrzynie. Znalazłem w nich spodnie i koszulę. Szkoda. Miałem nadzieję, że od razu wrzucę na siebie zdobiony pancerz lub magiczne szaty, ale dobre i to. Bohaterowi nie przystoi paradować nago.
Łapałem coraz więcej promieni słonecznych i dźwięków przyrody, aż wreszcie wydostałem się z grobowca. Ujrzałem krainę Hyrule. Zrujnowaną i piękną — z ogromnym wulkanem, ośnieżonymi szczytami, gęstym lasem i kilometrami pól i pustkowi. To wszystko majaczyło w oddali, a tuż przede mną dostrzegłem postać.
Przy ścieżce oddalonej jakieś kilkanaście metrów od kapliczki czuwał starzec. Nosił postrzępiony kaptur i wspierając się na kosturze piekł jabłka w płomieniach skromnego ogniska.
Połączyłem fakty. Ognisko i jegomość musiały w jakiś sposób rozjaśnić moją sytuację.
Zew natury
Choć starzec posiadał informacje, to ewidentnie nie chciał się nimi podzielić.
Zamiast odpowiadać konkretnie, reagował półsłówkami lub teatralnie milczał. Bawiło go moje zagubienie. Po kilku minutach przepychanki zerknął na tablet i lakonicznie zauważył, że nie wyświetla mapy regionu.
Zapytałem więc, jak ją włączyć. Polecił mi udać się na pobliską wieżę w celu znalezienia odpowiedzi.
Problem w tym, że wieża nie miała schodów i łańcuchów. Wysoka i prosta jak drąg, posiadała bardzo nietypowe ściany. Ich struktura przypominała koszyk wiklinowy. Teoretycznie mógłbym użyć tej plecionki do wspinaczki.
W sumie nie miałem innego wyjścia.
Wyobraźcie sobie, że bez żadnego trudu wszedłem na samą górę. I zrozumiałem fundamentalną kwestię,
Najprostsze rozwiązania są zazwyczaj najlepsze. To spostrzeżenie wkrótce stało się mottem mojej podróży.
Na szczycie wieży tkwił panel. Nauczony doświadczeniem przyłożyłem tablet do instalacji. A na ekranie…
…pokazała się mapa regionu! Znaczna część obszaru pozostała zamazana, ale w końcu mogłem zorientować się w terenie.
Potem odnalazłem 4 kapliczki. Z każdej wyszedłem bogatszy o nowe umiejętności. Nauczyłem się, jak manipulować energią magnetyczną, czarować runiczne bomby i tworzyć lodowe słupy na powierzchni wody. W Świątyni Czasu ponownie spotkałem się ze starcem, a ten wyjawił mi, kim jest naprawdę.
Królem Hyrule. Zamordowanym 100 lat temu przez Ganona — pradawne zło, które zrujnowało krainę, zajęło królewski pałac i uwięziło w nim księżniczkę Zeldę.
I wyszło na to, że zwykły skrzat ze spiczastymi uszami jak ja jest ostatnią nadzieją upadłego królestwa.