Każdy z nich miał konflikt z rodziną. Każdy z nich miał skłonność do ryzykownych zachowań, takich jak drobne kradzieże, czy nieuzasadniona przemoc. Każdy z nich znał i rozumiał społecznie przyjęte normy zachowania, ale bardzo rzadko według nich postępował. I żaden z nich nie czuł się szczęśliwy.
5 kolegów należało do tak zwanej trudnej młodzieży. Grupy, nad którą tak zwane autorytety wieszają psy i porównują z tymi, którzy są grzeczni i mają tak zwane ambicje. Dobry psycholog powiedziałby o 5 kolegach, że należą do młodzieży z trudnościami w życiu.
Niestety, żaden z 5 kolegów nie spotkał na swojej drodze dobrego psychologa.
Błądzili więc po omacku, aż w końcu zetknęli się ze sobą.
Kolega nr 1 poznając kolegę nr 2, kolegę nr 3, kolegę nr 4 i kolegę nr 5 czuł dokładnie to samo, co kolega nr 2, gdy poznał kolegę nr 1, kolegę nr 3, kolegę nr 4 i kolegę nr 5.
Identycznie sprawa wyglądała z kolegą nr 3, gdy poznał kolegę nr 1, kolegę nr 2, kolegę nr 4 i kolegę nr 5.
Podobną sytuację przeżył kolega nr 4, poznając kolegę nr 1, kolegę nr 2, kolegę nr 3 i kolegę nr 5.
Ostatni z nich, kolega nr 5 poczuł dokładnie to samo, co cała reszta jego kolegów.
I tak 5 kolegów połączyła żarliwa przyjaźń. Wspólnie drwili sobie z całego świata. Olewali wszystkich. Wystarczało im to, że mieli siebie.
Minęły lata. Nadeszła dorosłość. Wraz z nią – nowe obowiązki. 5 kolegów nie spędzało ze sobą już tyle czasu, co kiedyś. Spotykali się rzadziej, ale z taką samą życzliwością, szacunkiem i zaufaniem, jak w młodości. Oprócz kolegi nr 5. Usiłował robić karierę zawodową i w odosobnieniu poświęcał się nowemu życiu.
Pewnego dnia kolega nr 1 ustawił się z kolegą nr 2 na filiżankę zielonej herbaty. Sączyli Yunnana i wspominali wesołe czasy, gdy w swym wąskim gronie urządzali walki samców. Te plemienne starcia były świetnym sprawdzianem ich możliwości oraz pozwalały ustalić hierarchię wewnątrz grupy.
Gdy pili trzeci napar, kolega nr 2 zagadał kolegę nr 1.
– Byku, myślisz, że gdybyśmy się teraz pobili, to bym z Tobą wygrał?
Kolega nr 1 stanowczo zaprzeczył.
– Uuu, co Ty. Bez opcji człowieku. Ale na pocieszenie powiem Ci, że skasowałbyś kolegę nr 3 – powiedział kolega nr 1. Następnie podziękował za herbatę i poszedł do domu.
Kolega nr 2 rozmyślał nad rozmową z kolegą nr 1. Zawsze uważał, że w starciu z kolegą nr 3 przegrałby z kretesem. Teraz coraz śmielej wyobrażał sobie siebie, jako triumfatora tej walki. Postanowił zadzwonić do kolegi nr 4, aby przedyskutować sprawę.
– Mordo, gadałem z kolegą nr 1 i doszliśmy do wniosku, że poskładałbym kolegę nr 3, ale kolega nr 1 poskładałby mnie.
– Kolegę nr 1 złożyłbyś bez problemu. Za to kolega nr 3 skasowałby Cię na lajcie – rzekł kolega nr 4.
– Raczej ja skasowałbym jego. Tak samo, jak Ty kolegę nr 1– zaprotestował kolega nr 2 – Zresztą Ciebie też bym rozłożył.
Takie stwierdzenie nie spodobało się koledze nr 4.
– Dostałbyś po łbie i ode mnie i od kolegi nr 3!
– Bzdura – odparł 2 kolega – Wygrałbym na luzie. I z tobą i z nim.
Na tym kolega nr 2 i kolega nr 4 zakończyli bajerę.
Kolega nr 4 prędko wykręcił numer do kolegi nr 3, aby podzielić się wnioskami po rozmowie z kolegą nr 2.
– Ty, kumasz, że zadzwonił do mnie kolega nr 2 i gadał, że poskładałby nas obu?
Ta wiadomość głęboko oburzyła kolegę nr 3.
– To nie wszystko – kontynuował kolega nr 4 – oznajmił też, że zmontowałbym kolegę nr 1, ale z kolei on zmontowałby mnie.
– Kolegę nr 1? – parsknął z niedowierzaniem kolega nr 3 – to jego by każdy zmontował!
– Oj, nie sądzę wariacie – rzekł kolega nr 4 – Ty bankowo dostałbyś od niego po ryju.
Zaniepokojony kolega nr 3 prędko wykręcił numer do kolegi nr 1.
– Kolega nr 4 sugeruje, że miałbyś mnie na strzała. Obaj wiemy, że to absurd. Natomiast ty bankowo wyłapałbyś od kolegi nr 2, ale za to zmasakrowałbyś kolegę nr 3.
I w ten sposób kolega nr 1 zaczął głowić się nad tym, co powiedział mu kolega nr 3. Zadzwonił więc do kolegi nr 4.
– Myślisz, że poturbowałbym kolegę nr 3, ale dostałbym smary od kolegi nr 2? – zapytał kolega nr 1 kolegi nr 4.
W tym samym czasie kolega nr 2 zatelefonował do kolegi nr 3 pytając, czy wygrałby z nim, ale przegrałby z kolegą nr 1.
Koledzy dzwonili do siebie jeszcze wiele razy naprzemiennie. Narastały w nich kolejne wątpliwości. W końcu zdecydowali się rozwiązać sprawę. Po męsku.
I tak 4 kolegów skasowało się wzajemnie. Żaden z nich trafnie nie wytypował ani zwycięzcy, ani przegranego.
Kolega nr 5 błyskawicznie dowiedział się o gorzkim losie kolegi nr 1, kolegi nr 2, kolegi nr 3 i kolegi nr 4. Załamał się doszczętnie. Nie umiał pogodzić się z tą stratą. Dlatego postanowił ze sobą skończyć.
Był piękny, słoneczny dzień, gdy kolega nr 5 zszedł do piwnicy. Tam zawiązał gruby sznur. Kilkukrotnie sprawdził, czy szubienica nie zerwie się pod ciężarem jego ciała. Gdy zakładał pętle na szyję, pomyślał o czymś, co nie dawało mu spokoju.
— Cholerni idioci! A gdyby tak kolega nr 1 przegrał z kolegą nr 2? Wtedy kolega nr 2, wygrałby z kolegą nr 4, który na pewno przegrałby z kolegą nr 1, ale wygrałby z kolegą nr 3, który na pewno przegrałby z kolegą nr 2, ale wygrałby z kolegą nr 1…
Jego rozważania przerwały się wraz z rdzeniem kręgowym. Tak rozpłynął się ostatni z 5 kolegów.
Nikt nie zauważył ich odejścia. Tak samo jak nikt nie dostrzegł ich za życia.
Szkoda. Bo chyba nawet oni nie wiedzieli, co jest tak naprawdę ważne.