Zdrowie, które podupada
Sylwester. Nowy Rok. Karnawał. Okazja goni okazję, lecz okazji do wyjścia jest tyle, co na lekarstwo.
Nic dziwnego, skoro temperatury minusowe mieszają się z dodatnimi, a co śniegu napada, to zaraz się roztopi. Słońce rzadko wychyla się zza chmur i rzuca ochłapy bladych promieni. Łapiemy je zziębniętymi paluchami z deficytem witaminy D i nadzieją na wiosnę, usiłując przetrwać trudne czasy.
I przetrwamy. Ale na zasadach zimy. To ona wyznacza obecne reguły gry.
Jesz tran i sączysz napary z miodem i imbirem? Zajadasz się czosnkiem i popijasz syropem z cebuli? Naciągasz czapkę na uszy i nie wychodzisz z gołą szyją?
Gratuluję. Ale to nic nie da. Bo to by i tak nic nie dało.
Nie dałoby nic.
Nie unikniesz choroby — czy tego chcesz, czy nie. Aktualna pora roku skrupulatnie zbiera żniwa. Gdy cesarz żąda tego, co cesarskie, zima tego, co zimowe i przejściowe. Więc nie protestuj. Dzwoń po L4 i rozłóż się na kilka dni.
Gdzie? No jasne, że w barłogu!
Zdrowie, które pada zbyt często
Trening? Za zimno, plus aura nie sprzyja. Jutro.
Znowu lipa. Ok, pojutrze jedziemy na serio.
Hmm, tylko wypada sobota i niedziela. No dobra, to od przyszłego tygodnia – ostro i bez wymówek!
No i tak do wiosny.
Mistrzowie prokrastynacji dobrze znają te salwy samousprawiedliwień. Strzelają nimi bez opamiętania, a potem, w tumanach bitewnego kurzu, zbierają puste magazynki po Pizzy Hut, Kanapce Drwala, Rywala, Brytana (a nawet Rybaka!) i przeklinają marny los.
Bo wciąż nie ćwiczyli. Nie przeczytali rozdziału książki. Nie poszli na spacer.
Dlatego pompują dopaminę doustnie i donosowo. Poprzez parę piwek. Kilka bań. Lub znanego urwiska na sen.
Dziwnym trafem takie praktyki prowadzą do niespodziewanej choroby. Często tuż przed pracą.
Złośliwi twierdzą, że przyczyna tego schorzenia tkwi w minionej nocy i zbyt częstych toastach okraszonych serdecznym na zdrowie!
Moim zdaniem takie zarzuty świadczą o medycznej ignorancji i braku empatii dla czyjegoś cierpienia.
Na zdrowie padło z Twoich ust za wiele razy? Odpocznij. Zadzwoń po L4 i umość się w miejscu, które, podobnie jak Id w modelu Freuda, realizuje prymitywne i nieświadome popędy. Miejscu pozbawionym ocen i wypełnionym przyjemnością. Miejscu wolnym i prawdziwym.
W barłogu.
Barłóg State of Mind
Słownik Języka Polskiego podaje nam 2 znaczenia barłogu
- posp. <<nędzne, nieporządne posłanie>>
- <<dzienne legowisko niedźwiedzia lub dzika>>
A ja bym dopisał własną definicję. A zatem
elit. <<intymne miejsce nieskrępowanego wypoczynku>>
Oto jest łóżko. Kilka dni temu nęciło świeżo założoną pościelą bez jednej fałdki. Prześcieradło napinało się na materacu jak cięciwa łuku, wypukłe poduszki z tęsknotą wyczekiwały Twoich policzków, a mięsistość kołdry wywoływała przyjemne dreszcze. Nad całością unosił się zapach ulubionego płynu do płukania (btw. Coccolino 4ever).
Nic, tylko pokazać środkowy palec szarudze za oknem i zanurkować w tę sypialnianą rozkosz.
Nagle idylliczne posłanie mocno się zmienia. Ulega korupcji i pławi się w zepsuciu. Na początku stawia opór, lecz strugi potu i wierzgające nogi nieuchronnie prowadzą do katastrofy. Wczorajsza doskonałość, dziś pogrąża się w rozpuście. Wywołanej przez najgorszy gatunek, jaki chodzi po Ziemi.
Przez człowieka.
Prześcieradło, zamiast kaszmirem, trąci myszką i kwaśnym odorem. Choć katar Ci minął, nie wyczuwasz wstrętnej woni. Powód? My, ludzie, bardzo szybko przyzwyczajamy się do dziadostwa.
W barłogu robimy to w tempie ekspresowym.
Na zbałamuconych poduszkach nie ma krągłości. W zamian tusza – pełna rozstępów i plam po przekąskach, które zapychały Cię w trakcie ataków obżarstwa. Kołdra lepi się do ciała szorstkim, zmęczonym materiałem. Papierki i okruchy koczują zarówno na widoku, jak i w skrzętnie ukrytych miejscach – pod materacem, za ramą, przy głowie lub między kołdrą a prześcieradłem. Ich złośliwy szelest drażni ciało. Te, które wydostały się poza obręb łóżka, tworzą nekropolię resztek.
Przydałoby się zrobić z tym porządek, co? Niestety, łatwiej zachować bierność, schować sumienie i siebie pod kołdrą, niż stanąć twarzą w twarz z demonami.
Czy w tym wszystkim nie zawiera się mroczna, a zarazem prawdziwa strona człowieczeństwa?
Moim zdaniem tak. Gdy pozycja horyzontalna każe patrzeć nam daleko, pozycja barłogu pozwala zajrzeć w głąb siebie. Taka wiwisekcja przynosi mnóstwo pouczających wniosków.
Wszędzie dobrze, ale czy w barłogu najlepiej?
Social media bombardują niedoścignioną perfekcją. Korpusami gladiatorów, sylwetkami modelek, pięknymi wnętrzami, szamą z bezbłędnym makro no i kasą, kasą i jeszcze raz kasą.
W takiej rzeczywistości barłóg nie istnieje.
A szkoda. Prawda, nim omami oko, najpierw wstrząsa od środka. Skręca w żołądku, wygina w trzewiach i przyprawia o zawrót głowy. Ale jest prawdą. Może mało atrakcyjną, oddartą z czystości, kretyńskiego uśmiechu i motywacyjnego bullshitu, ale koniec końców na prawdzie zależy nam najbardziej.
Prawda, czy nie prawda?
Mój barłóg wygląda klasycznie. Rozkopany, z zimną i zaschniętą pizzą, zroszony potem i uciapany roztopioną czekoladą. Opowiadam o nim z radością i zachęcam do tego Ciebie. Absolutnie nie masz się czego wstydzić.
Wręcz przeciwnie — barłóg to powód do dumy.
Może nie zrealizujesz w nim swoich planów. Większość prawdopodobnie ugrzęźnie w szczelinach między materacem a ramą lub zostanie przykryta pościelą.
I co z tego? Siła bierze się ze słabości. Nie ma znaczenia, jak często zalegasz w barłogu.
Liczy się to, że wstajesz.