Pół serio

Jak żyć bezpretensjonalnie?

Czyta się około: 5 minut

zdjęcie do artykułu

Wpisy będą pojawiać się co tydzień. Może częściej, lecz na pewno nie rzadziej – zapowiadałem rok, tydzień i dzień temu, gdy startowałem z blogiem. No i lipa, bo średnio publikuję raz w miesiącu, a niektóre przerwy są jeszcze dłuższe. Wychodzi na to, że moja szumna deklaracja była zbędna, gołosłowna i, co gorsza, pretensjonalna.

Bądź prostolinijny/a

 

Moi rodzice ukończyli studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, a następnie pracowali jako wykładowcy. Kariery mieli całkiem udane — mimo braku habilitacji.

 

Mama, hydrobiolożka, odkryła nowe gatunki jętek. Dla niewtajemniczonych – są to malutkie, wodne owady z przezroczystymi skrzydłami, które żyją od kilku godzin do kilku dni. Ich łacińska nazwa, ephemeroptera, nieprzypadkowo kojarzy się z efemerycznością. Czymś krótkotrwałym, ulotnym i najwyraźniej fascynującym, skoro Mama o jętkach napisała kilkadziesiąt publikacji naukowych.

 

Tata, psycholog, wybrał rozwojówkę, a konkretnie adolescencję. Badał procesy fizyczne, poznawcze i emocjonalne, które zachodzą w człowieku podczas dojrzewania. Nigdy nie chciał być terapeutą, ale jako student i hipis zasłuchany w Hendrixie, Claptonie i Floydach amatorsko uprawiał hipnozę. Raz wprowadził w trans swojego przyjaciela Zbyszka. Na życzenie Taty zrobił piruet i podał mu szklankę wodę mówiąc bardzo proszę Najjaśniejszy Panie.

 

Potem Zbyszek otrząsnął się, wybiegł z pokoju i obraził na Tatę. Ten po niefortunnym incydencie zrezygnował z dalszej praktyki.

 

Moi rodzice należą więc do tzw. osób wykształconych. Takie na ogół bywają mocno pretensjonalne.

 

Lecz Marian Olejnik i Małgorzata Kłonowska-Olejnik poszli w innym, prostolinijnym kierunku.

 

 

Nie traktuj siebie zbyt poważnie

 

Za dzieciaka wbito mi do głowy ważną zasadę.

 

Zero tolerancji dla pretensjonalności.

 

W 2006 roku powyższą nazwę zapożyczył ówczesny minister edukacji i stworzył projekt pt. Zero tolerancji dla przemocy w szkole. Na pewno kojarzycie typa. Lawiruje w polskiej polityce od lat 90.

 

Nazywa się Roman Giertych.

 

Ale dziś nie gadamy o populizmie, oportunizmie i innych, niskich postawach, które reprezentuje ten wysoki i ponury żniwiarz. Wróćmy do moich rodziców – ludzi również specyficznych, ale znacznie przyjemniejszych.

 

Zakulisowe spojrzenie na ujot dawało im pełen obraz. Ponoć było z czego szydzić. Więc szydzili.

 

– Mieliśmy nadzwyczajne zebranie całego Wydziału – mówił Tata w trakcie wieczornych wiadomości – Wkrótce dokonają się nadzwyczajne zmiany.

 

– Poprzedzone nadzwyczajną uchwałą Dziekana, który otrzymał nadzwyczajne polecenie od Rektora? – odpowiadała ze śmiechem Mama.

 

– Dokładnie, ale wcześniej będzie jeszcze 5 nadzwyczajnych zebrań – kontynuował Tata.

 

I tak oboje pękali ze śmiechu przez następną godzinę.

 

Rodzice drwili z kafkowskich, uczelnianych procedur i pseudointeligenckiej etykiety, naszpikowanej trudnym i pustym słownictwem. Szczególnie drażnili ich ludzie, którzy już w pierwszych sekundach rozmowy podkreślali swój naukowy status. Często wątpliwy, bo okraszony słabymi kwalifikacjami i miernym dorobkiem, a jednak potwierdzony papierem i (nie)odpowiednim stopniem.

 

– No i proszę, kolejny kretyn został habilitnięty! Pani Gienia, co piecze chleby w Sasinie, jest 100 razy mądrzejsza od tego zasranego idioty – grzmiała Mama.

 

Różnica między Mamą i Tatą była taka, że choć kpili oboje, to inaczej: Tata z dystansem i bez przesadnej wczuty, a Mama z wściekłością i głęboką pogardą. Pewnie dlatego Mamy pokątnie pozbyli się z Instytutu Nauk o Środowisku, co suma summarum wyszło jej na dobre.

 

W beznadziejnych przypadkach, w których nie widzieli absolutnie nic wartościowego, mówili po prostu:

 

– Szkoda gadać, to jest choroba psychiczna.

 

I tyle. Tym zdaniem ucinali wszelkie spekulacje. Jednostkę z taką diagnozą traktowali jak pariasa. Omijali szerokim łukiem i bardzo rzadko zmieniali o niej zdanie. Musiała się naprawdę postarać, aby w ich oczach odbudować nadszarpnięty wizerunek.

 

Jak to mówią – czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Nie wybrałem ścieżki akademickiej, ale niechęć do pretensjonalności definitywnie wybrała mnie.

zdjęcie do artykułu

Źródło — Mama

Mniej gadaj, a więcej rób

 

Wydaje mi się, że dominującą cechą osób pretensjonalnych jest skłonność do wielce uniesionego pierdolenia.

 

I ja, rok, tydzień i dzień temu, też stałem się taką osobą. Dosłownie widać to czarno na białym.

 

Rzućmy okiem na linijkę otwierającą tekst

 

Wpisy będą pojawiać się co tydzień. Może częściej, lecz na pewno nie rzadziej.

 

Może częściej, lecz na pewno nie rzadziej.

 

na pewno nie rzadziej

 

I co? Ja patrzę i widzę minę, którą podłożyłem pod siebie. Potem podłożyłem jeszcze dwie i uradowany wbiegłem na minowe poletko, a ładunki detonowały się po kolei – każdy z większą siłą rażenia.

 

Najpierw zadeklarowałem cotygodniowe publikacje. Chwilę później stwierdziłem — oj nie, za mało. Więc dodałem, że raz na tydzień to must-have, a wpisów i tak będzie więcej.

 

Po co? Pewnie chciałem zrobić dobre pierwsze wrażenie. Przed sobą i przyszłym czytelnikiem. Niepotrzebnie. Bo wystarczyło robić swoje. 

 

Najgorsze i tak zostawiłem koniec.

 

Nikt nie pytał i nikt nie prosił o info, że wpisy będą pojawiać się na pewno nie rzadziej. Przecież to szczyt pretensjonalności.

 

To tak, jakbym powiedział – Napiję się filiżanki herbaty. Potem może domówię jeszcze jedną, ale na pewno nie dopuszczę do sytuacji, aby nie dopić pierwszej.

 

Oprócz wspomnianego problemu widzę w tym zdaniu inne, niepokojące rzeczy.

 

Brak zaufania do samego siebie. Strach przed oceną. Paranoiczną autokorektę myśli.

 

Chyba na tym polega problem z osobami pretensjonalnymi. Irytują głosem, górnolotnymi wypowiedziami i nadmierną ekspresją, lecz przede wszystkim żyją w klinczu. Takim, który nie potrzebuje drugiego zawodnika.

 

Wystarczy walka z cieniem. Największym i najbardziej wyczerpującym rywalem.

 

 

Nowy Klocuch, tylko że blogowy

 

Jedni go kochają, drudzy nienawidzą, a mnóstwo nie rozumie. Klocuch – Banksy polskiego Youtube’a i topowy przedstawiciel sztuki postinternetowej słynie z piskliwego tonu, absurdalnego humoru i nieregularnych publikacji.

 

Czasami wrzuca 5 filmów w przeciągu tygodnia. Innym razem każe czekać na siebie ponad rok. I nigdy się z tego nie tłumaczy, tylko robi to, co umie najlepiej. Dostarcza kontent, który bawi do łez.

 

Z taką dewizą wkraczam w drugi rok feliotonowo-olejtojowej działalności. Nie stwierdzam i nie gwarantuję, a w zamian postaram się, aby wpisy na bloga wlatywały co tydzień.

 

Może rzadziej. Ale raczej nie częściej.

zdjęcie do artykułu

Źródło — Tata

Data publikacji: 08.04.2025

skopiowano do schowka
zdjęcie autora

Autor

Piotr Olejnik

Chcesz coś dodać?

Proszę bardzo 👇

oj coś nie pykło..., spróbuj jeszcze raz lub zgłoś problem: piotrolej@gmail.com

Pół serio

czyta się 5 minut

Jak żyć bezpretensjonalnie?

zdjęcie do artykułu

Źródło — ja

Wpisy będą pojawiać się co tydzień. Może częściej, lecz na pewno nie rzadziej – zapowiadałem rok, tydzień i dzień temu, gdy startowałem z blogiem. No i lipa, bo średnio publikuję raz w miesiącu, a niektóre przerwy są jeszcze dłuższe. Wychodzi na to, że moja szumna deklaracja była zbędna, gołosłowna i, co gorsza, pretensjonalna.

Bądź prostolinijny/a

 

Moi rodzice ukończyli studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, a następnie pracowali jako wykładowcy. Kariery mieli całkiem udane — mimo braku habilitacji.

 

Mama, hydrobiolożka, odkryła nowe gatunki jętek. Dla niewtajemniczonych – są to malutkie, wodne owady z przezroczystymi skrzydłami, które żyją od kilku godzin do kilku dni. Ich łacińska nazwa, ephemeroptera, nieprzypadkowo kojarzy się z efemerycznością. Czymś krótkotrwałym, ulotnym i najwyraźniej fascynującym, skoro Mama o jętkach napisała kilkadziesiąt publikacji naukowych.

 

Tata, psycholog, wybrał rozwojówkę, a konkretnie adolescencję. Badał procesy fizyczne, poznawcze i emocjonalne, które zachodzą w człowieku podczas dojrzewania. Nigdy nie chciał być terapeutą, ale jako student i hipis zasłuchany w Hendrixie, Claptonie i Floydach amatorsko uprawiał hipnozę. Raz wprowadził w trans swojego przyjaciela Zbyszka. Na życzenie Taty zrobił piruet i podał mu szklankę wodę mówiąc bardzo proszę Najjaśniejszy Panie.

 

Potem Zbyszek otrząsnął się, wybiegł z pokoju i obraził na Tatę. Ten po niefortunnym incydencie zrezygnował z dalszej praktyki.

 

Moi rodzice należą więc do tzw. osób wykształconych. Takie na ogół bywają mocno pretensjonalne.

 

Lecz Marian Olejnik i Małgorzata Kłonowska-Olejnik poszli w innym, prostolinijnym kierunku.

 

 

Nie traktuj siebie zbyt poważnie

 

Za dzieciaka wbito mi do głowy ważną zasadę.

 

Zero tolerancji dla pretensjonalności.

 

W 2006 roku powyższą nazwę zapożyczył ówczesny minister edukacji i stworzył projekt pt. Zero tolerancji dla przemocy w szkole. Na pewno kojarzycie typa. Lawiruje w polskiej polityce od lat 90.

 

Nazywa się Roman Giertych.

 

Ale dziś nie gadamy o populizmie, oportunizmie i innych, niskich postawach, które reprezentuje ten wysoki i ponury żniwiarz. Wróćmy do moich rodziców – ludzi również specyficznych, ale znacznie przyjemniejszych.

 

Zakulisowe spojrzenie na ujot dawało im pełen obraz. Ponoć było z czego szydzić. Więc szydzili.

 

– Mieliśmy nadzwyczajne zebranie całego Wydziału – mówił Tata w trakcie wieczornych wiadomości – Wkrótce dokonają się nadzwyczajne zmiany.

 

– Poprzedzone nadzwyczajną uchwałą Dziekana, który otrzymał nadzwyczajne polecenie od Rektora? – odpowiadała ze śmiechem Mama.

 

– Dokładnie, ale wcześniej będzie jeszcze 5 nadzwyczajnych zebrań – kontynuował Tata.

 

I tak oboje pękali ze śmiechu przez następną godzinę.

 

Rodzice drwili z kafkowskich, uczelnianych procedur i pseudointeligenckiej etykiety, naszpikowanej trudnym i pustym słownictwem. Szczególnie drażnili ich ludzie, którzy już w pierwszych sekundach rozmowy podkreślali swój naukowy status. Często wątpliwy, bo okraszony słabymi kwalifikacjami i miernym dorobkiem, a jednak potwierdzony papierem i (nie)odpowiednim stopniem.

 

– No i proszę, kolejny kretyn został habilitnięty! Pani Gienia, co piecze chleby w Sasinie, jest 100 razy mądrzejsza od tego zasranego idioty – grzmiała Mama.

 

Różnica między Mamą i Tatą była taka, że choć kpili oboje, to inaczej: Tata z dystansem i bez przesadnej wczuty, a Mama z wściekłością i głęboką pogardą. Pewnie dlatego Mamy pokątnie pozbyli się z Instytutu Nauk o Środowisku, co suma summarum wyszło jej na dobre.

 

W beznadziejnych przypadkach, w których nie widzieli absolutnie nic wartościowego, mówili po prostu:

 

– Szkoda gadać, to jest choroba psychiczna.

 

I tyle. Tym zdaniem ucinali wszelkie spekulacje. Jednostkę z taką diagnozą traktowali jak pariasa. Omijali szerokim łukiem i bardzo rzadko zmieniali o niej zdanie. Musiała się naprawdę postarać, aby w ich oczach odbudować nadszarpnięty wizerunek.

 

Jak to mówią – czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Nie wybrałem ścieżki akademickiej, ale niechęć do pretensjonalności definitywnie wybrała mnie.

zdjęcie do artykułu

Źródło — Mama

Mniej gadaj, a więcej rób

 

Wydaje mi się, że dominującą cechą osób pretensjonalnych jest skłonność do wielce uniesionego pierdolenia.

 

I ja, rok, tydzień i dzień temu, też stałem się taką osobą. Dosłownie widać to czarno na białym.

 

Rzućmy okiem na linijkę otwierającą tekst

 

Wpisy będą pojawiać się co tydzień. Może częściej, lecz na pewno nie rzadziej.

 

Może częściej, lecz na pewno nie rzadziej.

 

na pewno nie rzadziej

 

I co? Ja patrzę i widzę minę, którą podłożyłem pod siebie. Potem podłożyłem jeszcze dwie i uradowany wbiegłem na minowe poletko, a ładunki detonowały się po kolei – każdy z większą siłą rażenia.

 

Najpierw zadeklarowałem cotygodniowe publikacje. Chwilę później stwierdziłem — oj nie, za mało. Więc dodałem, że raz na tydzień to must-have, a wpisów i tak będzie więcej.

 

Po co? Pewnie chciałem zrobić dobre pierwsze wrażenie. Przed sobą i przyszłym czytelnikiem. Niepotrzebnie. Bo wystarczyło robić swoje. 

 

Najgorsze i tak zostawiłem koniec.

 

Nikt nie pytał i nikt nie prosił o info, że wpisy będą pojawiać się na pewno nie rzadziej. Przecież to szczyt pretensjonalności.

 

To tak, jakbym powiedział – Napiję się filiżanki herbaty. Potem może domówię jeszcze jedną, ale na pewno nie dopuszczę do sytuacji, aby nie dopić pierwszej.

 

Oprócz wspomnianego problemu widzę w tym zdaniu inne, niepokojące rzeczy.

 

Brak zaufania do samego siebie. Strach przed oceną. Paranoiczną autokorektę myśli.

 

Chyba na tym polega problem z osobami pretensjonalnymi. Irytują głosem, górnolotnymi wypowiedziami i nadmierną ekspresją, lecz przede wszystkim żyją w klinczu. Takim, który nie potrzebuje drugiego zawodnika.

 

Wystarczy walka z cieniem. Największym i najbardziej wyczerpującym rywalem.

 

 

Nowy Klocuch, tylko że blogowy

 

Jedni go kochają, drudzy nienawidzą, a mnóstwo nie rozumie. Klocuch – Banksy polskiego Youtube’a i topowy przedstawiciel sztuki postinternetowej słynie z piskliwego tonu, absurdalnego humoru i nieregularnych publikacji.

 

Czasami wrzuca 5 filmów w przeciągu tygodnia. Innym razem każe czekać na siebie ponad rok. I nigdy się z tego nie tłumaczy, tylko robi to, co umie najlepiej. Dostarcza kontent, który bawi do łez.

 

Z taką dewizą wkraczam w drugi rok feliotonowo-olejtojowej działalności. Nie stwierdzam i nie gwarantuję, a w zamian postaram się, aby wpisy na bloga wlatywały co tydzień.

 

Może rzadziej. Ale raczej nie częściej.

Źródło — Tata

Data publikacji: 08.04.2025

skopiowano do schowka

Autor

Piotr Olejnik

Chcesz coś dodać?

Proszę bardzo 👇

oj coś nie pykło..., spróbuj jeszcze raz lub zgłoś problem: piotrolej@gmail.com