Powiedz mi co myślisz, byle nie za dużo
Gdy znajdziesz się gdzieś na szczycie góry (jak Grubson w swoim diamentowym singlu), prawdopodobnie spojrzysz w dal.
W takiej chwili głowa lubi wypełnić się rozmaitymi myślami.
Niestety, nie wiem jakimi.
Rzadko umiem skonkretyzować swoje refleksje, a co dopiero cudze. Nie będę więc, Drogi Czytelniku i Czytelniczko, robił wiwisekcji Tobie, ani nikomu innemu. Nie, że nie interesują mnie Twoje przemyślenia. Uważam po prostu, że w momencie głębokiej, osobistej zadumy, cudze zdanie traci na znaczeniu. Na przykład moje.
Dlatego mogę się domyślać.
Gdy bliskie mi osoby przeżywają ponure dramaty, chwile absolutnego szczęścia lub niezmącony spokój — mogę domyślać się ich uczuć. Obrazować je, nazywać, wyszukiwać skojarzenia i przeszczepiać na swój światopogląd.
Ale przecież nie mam pojęcia, co komu tak naprawdę siedzi we łbie
Na tym polega różnica w domyślaniu się, a wnikaniu w czyjeś myśli. Pierwszą opcję praktykują wszyscy normalni ludzie. Poza narcyzami, którzy ani nie są normalni, ani nie są ludźmi.
Druga opcja jest życzeniowa i zupełnie nierealna. Chyba że jesteś postacią z Marvela. Wtedy możesz czytać w myślach, panować nad telekinezą, cofnąć się w czasie, umrzeć, zmutować, sklonować. A potem zacząć od nowa.
Okazuje się, że od powyższej dominacji domyślowej istnieje wyjątek. I to taki, gdy ktoś dzieli się z Tobą myślami hurtowo, a Ty doskonale wiesz, co powie. Zupełnie, jak po przeczytaniu ściągi przed sprawdzaniem w liceum. Z tą różnicą, że zamiast zapisanej wiedzy masz dostęp do struktury budującej optykę danej osoby.
Jak posiąść taką umiejętność?
Wystarczy znaleźć kogoś wyjątkowego. Kogoś, kto komentuje każdą oczywistą oczywistość.
Wysokość budynku, ale ten budynek jest taki wysoki
Te względne kwestie można określić gołym okiem. Dla jednego Pałac Kultury w porównaniu z Burdż Chalifą, czyli najwyższym wieżowcem świata w Dubaju, wyda się małą przybudówką. Dla drugiego, co nigdy nie był w Emiratach, gmach powstały z idei stalinowskiej, będzie topowym drapaczem chmur.
Sprawdźmy, jak może wyglądać dialog takich dwóch osób
- Ten Pałac Kultury jest bardzo wysoki.
- Ja wiem, moim zdaniem nie tak bardzo. Przy Burdż Chalifie jest niski.
- Ok, nie widziałem Burdź Khalify, więc nie mam porównania.
- Ale fakt, na tle budynków w Polsce Pałac Kultury zalicza się do najwyższych
I co? Mamy tu normalną rozmowę. Gdyby Pałac Kultury bardziej zainteresował rozmówców, mogliby wymieniać się ciekawostkami na jego temat. Wskazaliby, jakie teatry ulokowane są w Pałacu i zwróciliby uwagę na architektoniczne podobieństwo stołecznej wizytówki do moskiewskich Siedmiu Sióstr.
Zerknijmy teraz na alternatywną wersję tej pogawędki
- Fajny ten Pałac, taki wysoki jest, kurde patrz, wysoki na maksa i tak się pnie do góry i śmieszne, że są najpierw 4 wieżyczki i tak się pną do góry, a potem z tych 4 wyrasta duża wieża, która idzie jeszcze wyżej no i ta antena na górze, kurde, ciekawe czy ona nadal działa, bo mi się coś wydaje, że może działać, chociaż teraz wszystko w sumie już jest na kabel, ale może to zachowali, żeby było tak jak w dawnych czasach?
- No i fajne są te okienka małe na pałacu, patrz, na każdej ścianie jest rząd takich małych okienek, chociaż te na samej górze są trochę dłuższe, ciekawe, czy jak ktoś tu mieszka i codziennie wychodzi z domu to się patrzy na ten Pałac i myśli sobie wow, ale to wysokie, no i z tych okienek pewnie się teraz patrzą na nas hehe, a my tacy malutcy jesteśmy.
W tym przypadku mamy do czynienia z wyrzygiem. Trudno powiedzieć, czy rozmówcy mieli czas na zastanowienie się, bo lecą jak seria z broni automatycznej. Gadają bez kropek, pauz i przecinków. I nie mówią niczego, czego nie stwierdzisz na podstawie własnych przyrządów poznawczych.
Parę lat temu z moim, byłym już, kolegą, pojechaliśmy na kilkudniowego tripa do Bośni. Dolecieliśmy do Mostaru przed południem. Zrobiliśmy check-in w hotelu i od razu zaczęliśmy ładować alko. Ostatnią flaszkę piliśmy z Petrą, naszym gospodarzem. Piło nam się tak dobrze, że rosły Bośniak chwilę przed wschodem zaproponował nam całodniową wycieczkę krajoznawczą. Przystaliśmy na propozycję, wychyliliśmy strzemiennego i poszliśmy kimać.
6 godzin później totalnie nastukani siedzieliśmy w busie, który zmierzał w góry. Prowadził Petra. Nie sądzę, że zdążył wytrzeźwieć. Dojechaliśmy na parking i rozpoczęliśmy trekking na punkt widokowy.
Z każdym krokiem walczyłem z kacem. O honor. Pot ściekał mi po twarzy, koszulka kleiła się do ciała, a przed oczami miałem mroczki. I przepiękną, obcą przyrodę, na której nie skupiałem się tak, jak chciałem. Jednak wciąż próbowałem. W ciszy i izolacji.
Mój towarzysz zdecydowanie lepiej radził sobie z efektami poprzedniej nocy. Z szerokim uśmiechem i dziarskim chodem wywijał głową i komentował każdą rzecz, jaką napotykało jego spojrzenie.
- Jaki piękny kamień! Jaka ładna trawa! Ale fajne drzewo! Słoneczko super świeci. I tam domki widać! I ścieżka taka przyjemna. I trasa taka fajna. I chmury takie inne…
I wszystko takie srakie, śmakie i owakie.
Gdy treść wychodzi w nadmiarze i niczym sęp krąży wokół oczywistości, zaczyna trawić samą siebie. Dyskusja, która miała być żywa, zaczyna konać. A jej ostatnie słowa ograniczają się do drzewności drzewa, budynkowości budynku i człowiekowatości człowieka.
A Ty nie dowiadujesz się niczego nowego.
Zdolny gość, Kaz Bałagane, w All day fresh nawija tak
Nie dogadamy się jak lubisz jarmuż.
Czyli rozumiem, że jak zaprosi mnie na obiad, to nie przynoszę pesto z jarmużu. Bo chłop go nie lubi i tyle. Nie ma co drążyć.
A gdyby Kaz Bałagane zarapował następująco
Nie dogadamy się jak lubisz jarmuż
Wbijesz do mnie z nim, to Ci prędko zrobię ambush
Drażni mnie jarmuż, podobnie tak, jak arbuz
Jego postrzępiony liść szorstki, a nie gładki
Tak jak marmur, zawsze mi staje w gardle niczym ość, byku
Bo jako dziecko jadłem go co drugi dzień byku
Mama mówiła, jedz, to jest zdrowe, bo zielone
Wolę zieloną mamonę i wolę palić zielone
Z tym zielonym, to w sumie była śmieszna sprawa
Najpierw było tak, że zielony szpak drapał bociana…
Hmm i co z tego wynika? Esencja, czyli niechęć do jarmużu ginie na samym starcie. Przesyt informacji sprawia, że trudno stwierdzić, co jest tromfem i co autor ma na myśli.
Mniej znaczy więcej.
Serio. Jedna celna linijka wzbogacona o oddech odda meritum bardziej, niż kilkadziesiąt wersów zarapowanych z prędkością 10 sylab na sekundę.
Najlepsze widowisko cyrkowe zawsze przegra z dobrym filmem, sztuką lub książką. Niezależnie od ilości fajerwerków, egzotycznych zwierząt i karłowatych kuglarzy na monocyklach.